Lunka jest kotką,znajdą. Błąkała się w okolicach Mińska Mazowieckiego i ok 5 lat temu została schwytana i zaopiekowana przez Fundację "Zwieraki z Mińska". Gdy do mnie trafiła była tak wychudzona, że pod palcami dało się wyczuć każdą kosteczkę podczas głaskania. Do tego miała w nerkac bakterie coli i w związku z tym kuweta nie była jedynym miejscem do którego oddawała mocz. Poczatkowa preżywała bardzo sily stres zwiazany z przebywaniem w nowym miejscu. Mimo, że była teraz jedynym kotem w domu zachowywała się tak, jakby ciągle miało jej zagrażać jakieś niebezpieczeństwo. Kuliła się na wido człowieka, chowała po kątach, jednak po jakimś czasie, gdy siadałam np. w fotelu przychodziła bliżej, ocierała się a nawet wskakiwała na kolana i preżyła grzbiet domagając sie głaskania. Fakt że lubiła głaskanie był kluczowy w momencie, gdy zdecydowałam się na jej adopcję. Nie uciekała od ręi tylko wystawiała główkę i z roszkoszą przyjmowała dotk, mrucząc przy tym bardzo głośno i śliniac się bez opamiętania. Urzekło mnie to od razu i dlatego uznałam że drzemie w niej potencjał na prawdziwego "Kanapowca". lunka to sie wyświetli kiedy źle zaczyta tak wygląda Lunka

Dzisiaj Lunka jest już zupełnie jak inne koty żyjące od małego z człowiekiem. Nawet już nie ucieka, gdy usłyszy głośniejszy dźwięk. Jedyną "pozostałością" po dawnym stresie jest wciąż robienie pod siebie w transporterze, gdy gdzieś jedziemy samochodem. Jest odważniejsza, a nawet pozwala sobie na fochy, gdy np. długo nie ma nikogo w domu, gdy domaga się jedzenia krzyczy głośno (mój mąż twierdzi nawet, że to jest awantura). Mruczy nawet jeszcze głośniej, a przynajmiej tak mi sie wydaje i ślini się nieustannie. Jej ulubionymi zabawkami są małe pluszowe myszki ze sklepu dla zwierzat, bo może je z łatwoscia podrzucać i łapiać pazurkiem. Lubi też tak zwane wędki zakończone piórkami.